Zemsta Szatana

Plaże północnego Tajwanu opisywałem już raz, przy okazji pierwszej wycieczki na szataning. Wiadomo, że kiedy pogoda sprzyja, nie ma nic fajniejszego niż smażenie się na słońcu, zimne piwo, papierosek i zgrzyt piasku w zębach. Do pełni szczęścia brakuje tylko kąpieli w czystym, ciepłym Pacyfiku. I tu pojawia się problem – tępak z gwizdkiem.

Hoff na ratunęg!

Pod względem masy ciała jeden Hoff równa się dwóm tajwańskim ratownikom.

Tajwańczycy panicznie boją się wody. Nie, wróć, nie tak – zabrzmiało to jakby się nie myli. Inaczej: Tajwańczycy panicznie boją się akwenów. Może to dziwić w świetle tego, że żyją na jednej dużej wyspie i szeregu mniejszych w jej bezpośrednim otoczeniu. Na poparcie mojej tezy mam, jednak, mocne dowody.

  1. Niewielu Tajwańczyków pływa pod dachem. Basen nie jest miejscem popularnym wśród miejscowych, a jeżeli już się na nim pojawią to zazwyczaj w grupach, ustawiając się na płytkim końcu i spędzając zdecydowaną większość czasu na rozmowach, od czasu do czasu jedynie leniwie przepływając kilka długości.
  2. Baseny, a przynajmniej te, na których byłem, są płytsze, niż na przykład w Polsce. Wiadomo – w głębszym niż przeciętny tekst piosenki Dody ktoś mógłby się jeszcze utopić.
  3. Niewielu Tajwańczyków pływa w morzu. Czasami, w szczycie lata, odważą się wejść do wody, ale głównie po to, żeby popluskać się w falach, wrzucić laskę do wody albo zmyć z t-shirta piach po walce na piaskowe kule na plaży. Te ostatnie, swoją drogą, to wyjątkowy kretynizm, którego, pomimo starań i otwartości na odmienne kultury, nie jestem w stanie pojąć. Nie przekonuje mnie, że nie mają na wyspie śniegu, więc zastępują go błotem z plaży. Śnieg to zamrożona woda. Błoto to brudny piach, w który sika i sra okoliczna fauna, a potem to wszystko włazi do ust, oczu, nosa  i w każdy inny otwór w ciele. Nie wspominając już o tym, że bitwy na kule śnieżne odbywają się zazwyczaj bez udziału osób trzecich, bo jeżeli śnieg już spadnie, to leży wszędzie, a na plaża jest wąska i podczas niewinnych, zdawałoby się, igraszek, można pierdolnąć taką kulą w Bugu ducha winnego plażowicza – na przykład mnie. </dygresja>
  4. Stosunkowo niewiele jest tu sportów wodnych. Na plaży widzi się zazwyczaj kilu zapaleńców uprawiających surfing (zwykły lub w odmianie kite- albo wind-), ale kiedy już z wody wyjdą, okazuje się, że połowa z nich to białasy. Choć Tajwan jest wyspą, widziałem tu przez dwa lata jedną (!!!) żaglówkę. Kilka razy natknąłem się na Hobie Caty, a raz na Optymisty. Te ostatnie nie były w użytku, a katamaran na wodzie uświadczyłem raz – z czteroosobową załogą ubraną po zęby w pianki i kamizelki i wymontowanym masztem, zamiast którego używali… latawca do kite-surfingu. Dramat.
  5. Rozmiar kąpielisk na plażach plasuje się średnio pomiędzy chusteczką higieniczną a stolikiem do pokera. Tychże paru centymetrów kwadratowych wody strzeże nieproporcjonalnie duża grupa ratowników. Wytknięcie dużego palca u stopy poza bojki wyznaczające krawędź kąpieliska powoduje postawienie w stan gotowości tajwańskiej floty ratowniczej i marynarki wojennej, tak na wszelki wypadek.
Baisha Wan 1

Widok na kąpielisko. Lepszego zdjęcia nie ma, bo nie chciało mi się wstawać z kocyka. Uważny obserwator zauważy czerwoną flagę, która oznacza: „ŚMIERTELNIE GROŹNY STAN MORZA! UNIKAĆ JAK OGNIA! ALBO JAK MORZA!”

Skąd wzięło mi się na takie przemyślenia akurat teraz? Otóż wybrałem się wczoraj na plażę, żeby uciec choć na jeden dzień od zgiełku miasta i pobyczyć się na słońcu. Osiodłałem skuter i po niecałych dwóch godzinach byłem na (chyba) największej plaży w północnej części wyspy – 白沙灣. Kiedy równomiernie już opiekłem się z obu stron na słońcu, nadciągnęły koleżanki z którymi miałem spotkać się na miejscu, mogłem więc powierzyć im dobytek i pójść przepłynąć się w oceanie. Aby uniknąć widoku wklęsłoklatesów i dziewczyn w t-shirtach, piszczących, że woda zimna (32°C w powietrzu i niewiele mniej w wodzie), odszedłem jakieś 30 metrów od kąpieliska. Udało mi się zagłębić w ocean na 10 metrów, kiedy usłyszałem za sobą dźwięk gwizdka i zobaczyłem ratownika gestami nakazującego mi wyjść z wody, która w tamtym miejscu sięgała mi… ledwo za kolana. Po upływie około 15 sekund, podczas których starałem się wytłumaczyć ratownikowi, również gestami, że chyba go pogięło, przecież nie utopię się tutaj nawet gdybym bardzo chciał, na brzegu pojawił się kolejny, który przyjechał na miejsce quadem i widocznie zastanawiał się czy już rzucać się i ratować mnie ze śmiertelnej opresji, w którą wpędziłem się własną głupotą i nieodpowiedzialnością. Kto to widział – tak wchodzić do morza?! Przecież tu jest WODA! I takie fale, że betonowe domy zmywają!

Baisha Wan 2

Szalejący sztorm. Ratownicy słusznie wyciągnęli mnie z wody, bo inaczej te fale wysokie jak domy na bank urwałyby mi cyce.

Zdecydowałem, że nie chcę być tematem numer jeden wieczornych wiadomości („Obcokrajowiec bliski utopienia w szalejącym żywiole”), więc zmiękłem i poszedłem na kąpielisko. Zgodnie z oczekiwaniami było małe, płytkie i ogólnie żenujące. Z całej sytuacji wyciągnąłem następującą naukę: następnym razem jadę na dziką plażę – będzie syf, ale przynajmniej nikt nie będzie strugał Hasselhoffa.

Przy okazji przypomniała mi się historyjka ze stycznia ubiegłego roku, kiedy wybrałem się w towarzystwie znajomych na podbój plaż i serc południowego Tajwanu. Choć wieczorami bywało chłodno, to w dzień pogoda była lepsza niż w szczycie sezonu nad Bałtykiem, a morze cieplejsze. Kiedy pewnego razu wychodziłem z morza (na szczęście na niestrzeżonej plaży) ociekając wodą, zobaczyłem ubraną w swetry i bluzy grupkę tajwańskiej młodzieży, która grała w nożyczki-papier-kamień, a przegranego zmuszali, żeby zrobił krok w kierunku morza. Gdybym przechodząc przypadkiem opryskał ich kilkoma kroplami wody, pewnie daliby mi po ryju.

Zakończenia nie będzie, bo po wycieczce na szatana poszedłem na dwie imprezy urodzinowe pod rząd i nadal czuję się nieco nieświeżo, a przez to wyprany z pomysłów na błyskotliwe podsumowanie. W zamian proponuję lekturę bloga jednej z towarzyszek wyprawy.

6 responses to “Zemsta Szatana

  1. To rzeczywiście brzmi przerażająco. Choć, jak słusznie zauważyłeś Chińczycy mają ogólną niechęć do morza czy innych akwenów to jednak w Hongkongu da się popływać i choć kąpieliska też nie są jakieś ogromne, ale ja przeważnie pływam wzdłuż linii wyznaczającej koniec kąpieliska. Najgorsze jest to, że jak próbuje namówić ludzi na wycieczkę na plażę to i tak zawsze kończę z innymi Westeners.

  2. Byłam na tej plaży, jako jedyna osoba, jedyna dziewczyna i w dodatku biała (to ostatnie tłumaczy moją głupotę:)) próbowałam pływać z lewa na prawo w tym akweniku…. tak jak i Tobie się przydarzyło, gdy chciałam zamoczyć nogi poza nim pospeiszyli na ratunek ratownicy… było żenująco

  3. Ja jeździłem na plażę do Fulong i tam jest część strzeżona i niestrzeżona (chyba niestrzeżona, bo bezpłatna). Któregoś razu z grupką znajomych postanowiliśmy pograć w siatkówkę w wodzie, która sięgała nam nieco ponad pas. Podpłynął do nas ratownik na desce i kazał wyjść z wody, bo niebezpiecznie. W lekkim szoku zapytaliśmy, czy coś się stało, czy tsunami idzie, czy coś. Ale nie. Wg niego było niebezpiecznie i mamy wyjść. Powiedzieliśmy, że nie wyjdziemy, bo to śmieszne jest na co on stwierdził (łącznie po ok. 10 minutowej dyskusji), że w sumie to możemy tam zginąć. 😉 Dostał ochrzan za ten tekst i swoje idiotyczne podejście, po czym popłynął gwizdać na innych.
    Tak więc doskonale rozumiem irytację po pobycie na plaży. 🙂

  4. Kiedyś na Fulong faktycznie jednak była strzeżona, a druga nie, obecnie na obu już są ratownicy. Znajomy opowiadał mi historię, o której zupełnie zapomniałem podczas pisania tekstu, a która świetnie by się do niego nadawała: otóż pewnego razu był z kolegami na niestrzeżonej części plaży w Fulong, kiedy już z oddali zaczął gwizdać na nich ratownik z motorówki. Woda sięgała im w tamtym miejscu ledwie za kostkę, więc typa zlali. Ten obrał kurs na nich i rura. Niestety, źle ocenił gdzie kończy się mielizna, więc przypierdolił dnem o piach, wystrzelił z motorówki i zarył nosem o dno. Koledzy musieli go ratować 😀

Dodaj odpowiedź do ximinez Anuluj pisanie odpowiedzi